Witamy
wszystkich książkoholików!!
Dzisiaj przychodzimy do Was z kolejną podwójną recenzją książki, którą objęłyśmy patronatem.
Mamy tu na myśli najnowszą książkę Marty W. Staniszewskiej pod tytułem „Nigdy nie mówię nigdy”. Jest to już czwarta książka tej autorki.
Pani Mata jest pisarką mało znaną (niestety), jednak nie poddaje się i dąży do pisania coraz lepszych powieści. My z całych sił trzymamy za nią kciuki. Geradiel po raz pierwszy ma styczność z książką pani Marty, ja czytałam wszystkie książki tej autorki i jestem nimi zachwycona.
Jeżeli jesteście ciekawi naszych zdań na temat tej książki to zapraszamy Was do dalszego czytania.
Z powieściami pani Marty miałam już styczność wiele razy. Za każdym razem, czytana przeze mnie książka bardzo mnie pochłaniała i nie byłam w stanie przestać czytać. Tym razem tego zawirowania czytelniczego nie zabrakło. Cieszę się, że styl pisania autorki został prawie bez zmian. Gdy porównałam sobie tą książkę z pierwszą wydaną zauważyłam pewne pozytywne różnice.
Widać, że pisarka wkłada w swoją pacę dużo serca i dba o szczegóły. Posługuje się lekkim i zrozumiałym piórem, dzięki czemu czytelnik nie ma problemu ze zrozumieniem przekazu.
To pierwsza książka tej autorki, którą przeczytałam, i mam niedosyt.
W tej chwili jestem w fazie, którą nazywam „Wow książkowe”. Nastawienie do tej lektury miałam takie sobie. Po pierwsze przez format książki. Zastanówmy się, co może nam dać książka małego formatu. Raczej nie spodziewamy się po niej za wiele, zastanawiamy się czy warto po nią sięgać. I tutaj muszę wam dać pewną wskazówkę. Po tą książkę naprawdę warto.
Nie spotkałam w niej okrojonych informacji ani nudnych, pozbawionych życia kartek.
Mały format w tym przypadku nie oznacza małych emocji. Niekiedy po postu małe rzeczy cieszą najlepiej.
Oto opis książki:
Trzydziestoletnia, atrakcyjna bizneswoman z sukcesami zdecydowanie nie pozna mężczyzny, po którym spodziewa się tylko i wyłącznie najgorszego. Mężczyźni nie są jej potrzebni do życia, wierzy, że miłość to sterta bzdur i zbędna fatyga. Jeśli więc jesteś wystarczająco bezczelny i odważny zaryzykuj odrzucenie i zdobądź jej serce…
Pochłaniająca opowieść o kobiecie i mężczyźnie, którzy po życiu nie oczekiwali niczego, a dostali znacznie więcej niż tylko przelotny romans.
Moje odczucia do tej książki jak i poprzednich są niezmienne. Mówiąc szczerze jestem uzależniona od pochłaniania takiego rodzaju książek oraz od czytania powieści, które wyszły spod pióra pani Marty.
Większość książek tej tematyki ma swój typowy schemat i łatwo przewidzieć, co się stanie oraz jakie będzie zakończenie. W tym przypadku autorka wyszła właśnie po za ten nudny schemat i podarowała nam czytelnikom coś godnego przeczytania.
Ja wypowiem się na temat głównych bohaterów. To od zawsze był mój ulubiony temat.
Główna bohaterka Sam… ta postać od samego początku nie przypadła mi do gustu i nie mam przychylnego zdania na jej temat. Niestety jej urok osobisty nie ujął mnie za serducho. Nikt nie wybiera sobie rodziny, nikt nie zmieni tego, co już było. Nie zawsze w naszym życiu wszystko przebiegło pozytywnie, raz były wzloty innym razem upadki. Tylko Sam mogła decydować o swoim życiu, jednak jej styl bycia czy powadzenia się nie jest do końca moim zdaniem słuszny. Jednak nie byłabym sobą gdybym nie dała jej szansy. Kto wie, a może dojrzeje i okaże się dojrzałą i zdecydowaną osobą, którą źle oceniła.
Teraz Henry…, co do tej postaci, to chyba nie tylko ja robiłam maślane oczy. Przystojny, bogaty jednym słowem kobiecy ideał. Polubiłam go od samego początku jednak tak jak każdy tak i w nim dostrzegłam pewne wady. Nie chcę Wam ich zdradzać, ponieważ do nich trzeba dojść samemu. Zresztą ujawniłabym wtedy za dużo.
Na sam koniec chcę powiedzieć… raczej napisać, że polecam tą książkę każdemu. Wszystkie dzieła tej autorki są moim zdaniem fantastyczne i smuci mnie fakt, że są tak mało znane. My z Geradiel bawiłyśmy się niesamowicie podczas czytania i mamy nadzieję, że tak będzie w Waszym przypadku.
Pragnę też podziękować Marcie W. Staniszewskiej oraz wydawnictwu Psychoskok za możliwość przedpremierowego przeczytania tej powieści jak i za sposobność objęcia jej patronatem medialnym.
Dzisiaj przychodzimy do Was z kolejną podwójną recenzją książki, którą objęłyśmy patronatem.
Mamy tu na myśli najnowszą książkę Marty W. Staniszewskiej pod tytułem „Nigdy nie mówię nigdy”. Jest to już czwarta książka tej autorki.
Pani Mata jest pisarką mało znaną (niestety), jednak nie poddaje się i dąży do pisania coraz lepszych powieści. My z całych sił trzymamy za nią kciuki. Geradiel po raz pierwszy ma styczność z książką pani Marty, ja czytałam wszystkie książki tej autorki i jestem nimi zachwycona.
Jeżeli jesteście ciekawi naszych zdań na temat tej książki to zapraszamy Was do dalszego czytania.
Z powieściami pani Marty miałam już styczność wiele razy. Za każdym razem, czytana przeze mnie książka bardzo mnie pochłaniała i nie byłam w stanie przestać czytać. Tym razem tego zawirowania czytelniczego nie zabrakło. Cieszę się, że styl pisania autorki został prawie bez zmian. Gdy porównałam sobie tą książkę z pierwszą wydaną zauważyłam pewne pozytywne różnice.
Widać, że pisarka wkłada w swoją pacę dużo serca i dba o szczegóły. Posługuje się lekkim i zrozumiałym piórem, dzięki czemu czytelnik nie ma problemu ze zrozumieniem przekazu.
To pierwsza książka tej autorki, którą przeczytałam, i mam niedosyt.
W tej chwili jestem w fazie, którą nazywam „Wow książkowe”. Nastawienie do tej lektury miałam takie sobie. Po pierwsze przez format książki. Zastanówmy się, co może nam dać książka małego formatu. Raczej nie spodziewamy się po niej za wiele, zastanawiamy się czy warto po nią sięgać. I tutaj muszę wam dać pewną wskazówkę. Po tą książkę naprawdę warto.
Nie spotkałam w niej okrojonych informacji ani nudnych, pozbawionych życia kartek.
Mały format w tym przypadku nie oznacza małych emocji. Niekiedy po postu małe rzeczy cieszą najlepiej.
Oto opis książki:
Trzydziestoletnia, atrakcyjna bizneswoman z sukcesami zdecydowanie nie pozna mężczyzny, po którym spodziewa się tylko i wyłącznie najgorszego. Mężczyźni nie są jej potrzebni do życia, wierzy, że miłość to sterta bzdur i zbędna fatyga. Jeśli więc jesteś wystarczająco bezczelny i odważny zaryzykuj odrzucenie i zdobądź jej serce…
Pochłaniająca opowieść o kobiecie i mężczyźnie, którzy po życiu nie oczekiwali niczego, a dostali znacznie więcej niż tylko przelotny romans.
Moje odczucia do tej książki jak i poprzednich są niezmienne. Mówiąc szczerze jestem uzależniona od pochłaniania takiego rodzaju książek oraz od czytania powieści, które wyszły spod pióra pani Marty.
Większość książek tej tematyki ma swój typowy schemat i łatwo przewidzieć, co się stanie oraz jakie będzie zakończenie. W tym przypadku autorka wyszła właśnie po za ten nudny schemat i podarowała nam czytelnikom coś godnego przeczytania.
Ja wypowiem się na temat głównych bohaterów. To od zawsze był mój ulubiony temat.
Główna bohaterka Sam… ta postać od samego początku nie przypadła mi do gustu i nie mam przychylnego zdania na jej temat. Niestety jej urok osobisty nie ujął mnie za serducho. Nikt nie wybiera sobie rodziny, nikt nie zmieni tego, co już było. Nie zawsze w naszym życiu wszystko przebiegło pozytywnie, raz były wzloty innym razem upadki. Tylko Sam mogła decydować o swoim życiu, jednak jej styl bycia czy powadzenia się nie jest do końca moim zdaniem słuszny. Jednak nie byłabym sobą gdybym nie dała jej szansy. Kto wie, a może dojrzeje i okaże się dojrzałą i zdecydowaną osobą, którą źle oceniła.
Teraz Henry…, co do tej postaci, to chyba nie tylko ja robiłam maślane oczy. Przystojny, bogaty jednym słowem kobiecy ideał. Polubiłam go od samego początku jednak tak jak każdy tak i w nim dostrzegłam pewne wady. Nie chcę Wam ich zdradzać, ponieważ do nich trzeba dojść samemu. Zresztą ujawniłabym wtedy za dużo.
Na sam koniec chcę powiedzieć… raczej napisać, że polecam tą książkę każdemu. Wszystkie dzieła tej autorki są moim zdaniem fantastyczne i smuci mnie fakt, że są tak mało znane. My z Geradiel bawiłyśmy się niesamowicie podczas czytania i mamy nadzieję, że tak będzie w Waszym przypadku.
Pragnę też podziękować Marcie W. Staniszewskiej oraz wydawnictwu Psychoskok za możliwość przedpremierowego przeczytania tej powieści jak i za sposobność objęcia jej patronatem medialnym.
Super kiedy książka ma taki wątek że trudno ja zamknąć i zostawić do przeczytania 'na później' ��
OdpowiedzUsuń