poniedziałek, 16 października 2017

„Raze” - autorstwa Tillie Cole.




Dzisiaj czas wam przedstawić książkę „Raze” - autorstwa Tillie Cole, którą miałam możliwość przeczytać dzięki akcji Book Tour.

„Raze” na pewno nie jest książką dla osób o słabych nerwach i nienawidzących krwi w każdej postaci. Nie znajdziemy w tej powieści przyjemnego romansu z kwiatami czy romantyzmem w pełnej okazałości. Nie. Zamiast tego znajdziemy wiele krwi, brutalności, walk, chęć zemsty, okrucieństwa, jak i okrutną i mrożącą krew w żyłach śmierć i oczywiście w tym wszystkim nie zabraknie tajemniczości.  To wszystko razem wzięte powoduje mieszankę wybuchową. Dzięki czemu książkę czyta się naprawdę bardzo przyjemnie i szybko. Wiadomo w niektórych momentach ciarki przechodzą po plecach, jednak to tylko zachęca nas do czytania.

Książka potrafi zawładnąć czytelnikiem do samego końca. Jedynym jak dla mnie minusem tej powieści jest fakt, że wiemy zaraz na samym początku, kim tak naprawdę jest główny bohater. Do tego powieść jest dość przewidywalna i można się domyśleć jak mniej więcej potoczą się losy Kisy i Raze. W książce też znajdzie się kilka momentów, w których autorka mogłaby akcję trochę lepiej rozwinąć.

Mimo tego swojego wielkiego minusa, książka nie pozwala od siebie odejść choćby na moment.  Dlatego też skończyłam ją czytać dość późno, na pewno było już po północy. I zaraz z zamknięciem książki dostała mini kaca książkowego, przez co nie mogłam zmrużyć oka i przekręcałam się z boku na bok rozmyślają o tym, co się wydarzyło.

Raze jest wojownikiem z krwi i kości, żeby przeżyć musiał zacząć zabijać w klatkach. Jednak tylko chęć zemsty na tyk, który zgotował mu ten los trzymała go przy życiu. Zemsta była jego celem przez dwadzieścia lat pobytu w piekle. Tyle czasu wystarczyło, aby zapomniał jak ma na imię i kim tak naprawdę jest.

„Raze. To jedyne imię, jakim kiedykolwiek mnie nazywano, ponieważ unicestwiłem każdego sukinsny, który stanął mi na drodze.”

Kisa jest nieszczęśliwa i cierpi z wielu powodów. Jednym z nich jest utrata bliskich jej osób oraz utrata swojej wielkiej miłości. Jednak cierpi też przez swojego narzeczonego, który jest potworem.

Ciężko jest pojąć i wyobrazić, że człowiek przez swoje życie może kierować się tylko chęciom zemsty za to, czego już tak naprawdę dobrze nie pamięta, jednak wie, że jest to słuszne. Trzeba też pamiętać, że dobro powraca ze zdwojoną siłą, a zło nie.
Niekiedy trzeba wiele poświęcić, stracić, aby później wszystko było takie, jakie powinno być.  Wtedy dopiero dowiadujemy się ile straciliśmy i potrafimy to docenić.

Jest to książka, która bez dwóch zdań zapiera dech w piersi. Do tego trzeba dodać emocjonalną huśtawkę uczuć, która nas tak szybko nie opuści.  Teraz czas na najważniejsze. Całą książkę można opisać jednym bardzo pięknym cytatem.

„Byli sobie przeznaczeni, chłopak i dziewczyna, dwa rozdzielone serca. Bóg pragnął zbadać, czy prawdziwa miłość przetrwa. Chciał się dowiedzieć, czy wbrew przeciwnościom losu dwie połówki rozdzielonej duszy się odnajdą. Miną lata, oboje będą cierpieć. Oboje będą smutni, jednak pewnego dnia, kiedy najmniej będą się tego spodziewać, ich ścieżki ponownie się skrzyżują. Pozostaje pytanie: czy te dusze się rozpoznają? Czy odnajdą drogę wiodącą z powrotem do miłości…?”

Książkę oceniam na 9/10

niedziela, 15 października 2017

„Wojownicy. Czarna godzina” – Erin Hunter



Po raz szósty dane mi było zagościć w niesamowitym świecie Wojowniczych kotów. Ta seria jest jedną z najlepszych, jakie przeczytałam do tej pory. Z tomu na tom historia nabiera tempa i poznajemy nowe niesamowite perypetie Wojowników, od których ciężko oderwać się choćby na chwilę. W poprzednich częściach tak i w tej nie zabraknie nowych i niesamowitych przygód oraz wciągającej akcji. "Czarna godzina" jest najlepszą i najbardziej trzymająca w napięciu częścią Wojowników!
Cały cykl jest po prostu fantastyczny i co najważniejsze kierowany do wszystkich nie zależnie od wieku.
„Wojownicy. Czarna godzina” to idealne zakończenie cyklu o Wojowniczych kotach. Po skończeniu tej książki czułam wielki niedosyt i niecierpliwie czekam na kolejny cykl. Mam nadzieję, że ukaże się on w 2018 roku.

Poprzednie części jak i ta poświęcone są Ognistemu sercu. Był on, bowiem kiedyś zwykłym domowym kotem wiodącym spokojne życie w dostatku. Jednak wolał być wolny i gdy nadarzyła się okazja związał swoje dalsze życie z wolnością i szlachetnym Klanem Pioruna.
Wszystkie części Wojowników twą fenomenalną opowieść, od której nie można odejść.

„Czarna godzina” wciąga czytelnika od samego początku i trzyma w niepewności do samego końca. Do tego czyta się ją naprawdę bardzo szybko i przyjemnie. W książce na pewno nie zabraknie nam szybkiego tempa akcji.  Czytając nie ma możliwości abyśmy mieli czas na nudę. Wszystko jest idealnie rozmieszczone w czasie.
 
Z czystym sumieniem mogę polecić tą książkę jak i całą serię każdemu nie zależnie od wieku, a przede wszystkim osobą, które kochają koty.
Gwarantuję wam wszystkim, że będziecie się dobrze bawić podczas czytania i nie będziecie wiedzieli, kiedy skończyliście czytać i będzie wam mało.
Wojownicze Koty za zawładnięcie mym życiem dostają 10/10

poniedziałek, 9 października 2017

"Dance sing love. Miłosny układ" - Layla Wheldon



„Podobno doceniamy coś, dopiero jak to stracimy. Tak samo jest z ludźmi. Rozumiemy, jak bardzo są dla nas ważni, gdy musimy pozwolić im odejść.”


Miłosny układ to pierwsza część serii Dance, Sing, Love, a kolejne dwa tomy mają pokazać się już w 2018 roku. Książka ta odniosła wielki sukces na wattpadzie, gdzie była publikowana przed wydaniem (ponad 2,5 miliona wyświetleń) i w ekstremalnie szybkim tempie trafiła do listy TOP sprzedaży w empiku.
Livia jest utalentowaną, pełną charyzmy i energii dziewczyną, która dla osiągnięcia swoich marzeń zrobi wszystko. Taniec jest nieodłączną i najważniejszą częścią jej życia i darzyła go pewnego rodzaju miłością.
Jednak to się zmienia, gdy na jej drodze pojawia się James.

Jest on piosenkarzem, który uważa się za lepszego od innych. Jak dla mnie jest on typowym chamem oraz dupkiem, jakiego dane mi było w tej książce poznać.  Bohaterowie spotykają się podczas wspólnego tourné starają się omijać tak często jak tylko się da.

Sięgając po tą książkę zastanawiałam się czy będzie to typowy romans z powtarzającym się schematem i takim samym, przewidywalnym zakończeniem. Ta opowieść jednak okazała się fajnym romansem z domieszką tańca oraz śpiewu. Początkowa schematyczność z biegiem upływu stron zaczyna zanikać, a my możemy zacząć cieszyć się książką.
Zachowanie bohaterów niekiedy mnie mocno irytowało. James od samego początku był dupkiem i po nim takiego irytującego zachowania się spodziewałam. Jednak byłam zaskoczona, gdy w pewnym momencie Livia bardziej mnie irytowała niż nasz piosenkarz z wybujałym ego. Czytając miałam wrażenie, że ta dwójka zaczęła zamieniać się po części charakterem.  James zawsze był sobą i był dość opryskliwy i nie miły, jednak największą przemianę widziałam w naszej tancerce. Jednak te ich charaktery są idealne do zaistniałych sytuacji, które mają miejsce. Wszystko do siebie dobrze pasuje i widać, że jest przemyślane.

Autorka bardzo miło mnie zaskoczyła rozwojem akcji w książce. Co najważniejsze powieść nie jest niczym przepełniona do granic możliwości i wszystko ma swoje miejsce. Nie znajdziemy w tej książce żadnego przepychu i to mnie bardzo cieszy.

Czytając tą książkę trzeba wziąć pod uwagę fakt, że jest to debiut autorki. Trzeba się liczyć z pewnymi niedociągnięciami, lecz jak na pierwszą wydaną książkę jest ona bardzo dobra. Czyta się ją bardzo przyjemnie i lekko. Pomimo dużej ilości stron czyta się ją bardzo szybko, a cała powieść wciąga w wir wydarzeń.

Jestem pewna, że kolejne książki autorki zrobią wokół siebie szum i będą tak samo cudowne jak nie bardziej od tej. Z czystym sumieniem mogę polecić DSL każdemu, kto lubi czytać romanse i chce oderwać się do oklepanego schematu.
Oceniam tą książkę 8,5/10

niedziela, 8 października 2017

Pan Przypadek i trzynastka - Jacek Getner

Dobry wieczór kochani, choć powinnam powiedzieć noc (wchodzi mi to w nawyk O_O ) :D Dziś mam dla was recenzję kolejnej książki, którą dostałam na Blog Book Meeting #1, a mianowicie Pan Przypadek i Trzynastka. Dziękuję serdecznie autorowi za przekazanie książki na akcję, dzięki czemu miałam możliwość zapoznać się z tą pozycją J

Jest to pierwszy tom serii o przygodach naszego rodzimego Scherlocka Holmesa. Jakiś czas temu uraczyłam was recenzją drugiego tomu Pan Przypadek i celebryci, po którym zakochałam się w naszym poczciwym detektywie, który podczas rozmowy ze swoimi „ofiarami” zawsze zostaną uraczone porcją ironii i sarkazmu pod przykrywką dobrotliwego uśmiechu i zainteresowania.

„Ludzie są banalnie przewidywalni”

W Trzynastce dowiadujemy się jak Przypadek został detektywem, a podkomisarz Łoś obrał sobie za cel święty zatrzymanie Jacka za nim kolejne ważne i sławne osobistości Warszawy znów trafią na pierwsze strony gazet niekoniecznie z dobrą reklamą ;) Tylko strasznie mi szkoda biednego starszego aspiranta Smańki, który musi znosić coraz to dziwniejsze polecenia przełożonego.

„- Ty ciągle myślisz o tym detektywie?
- Jakim detektywie? – Łoś zerwał się na równe nogi. – To zwykły amator! On tylko wysunął hipotezę! Jakbym ja jej nie sprawdził, to nic by z tego rozwiązania nie było. A po za tym ja mu je podpowiedziałem.”

W pierwszym tomie nasz geniusz logicznego myślenia musi rozwikłać trzy zadania. Pierwsza, od której to wszystko się zaczęło ma związek ze skradzionymi obrazami sąsiadki pani Irminy Bamber, która ma kontakty w calusieńkiej Warszawie. Od dnia, w którym zadeklarował rozwiązać zagadkę zdobywa coraz to nowszych wrogów, którzy widzą w Przypadku zagrożenie dla ich wizerunku, jaki pieniędzy.

Po spektakularnym sukcesie Jacek szybko dostaje kolejne zlecenie. Tym razem musi odnaleźć zaginiony skarb w starym pięknym domu zanim właściciel zrobi z niego ruinę.

„O ile jeszcze kilka dni temu przez posesję przy ulicy Podgórskiej 13 przechodziło niewielkie śródmiejskie tornado, to tym razem musiał odwiedzić ją tajfun. I to jeden z najgorszych, o jakim słyszała ludzkość. Nawet Salvador Dali w szale twórczym nie byłby w stanie tak zdekomponować elementów trwałego i czasowego wyposażenia.”

W trzeciej historii do naszego superagenta zgłasza się młody mężczyzna, który prosi o pomoc w udowodnieniu kradzieży scenariusza sztuki przez słynnego scenarzystę, który sam o sobie mówi, że ludzie porównują go do Sławka Mrożka, (w co wierzy chyba tylko on J).

Książkę czyta się bardzo szybko, co jest zasługą wyśmienitej dawki humoru. Każda sprawa jest osobną historią, mimo to wszystko łączy się w fabularną całość. Jednakże nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy naszą przygodę z Przypadkiem zaczynali od środka, ponieważ książki da się czytać osobno ;)

Jacka polubiłam już od pierwszych stron, jednakże moimi ulubionymi postaciami (na razie;) ) są polscy stróże prawa – Łoś i Smańko. Są doskonale wykreowani, czym zdobyli moją sympatię, a ich dialogi są majstersztykiem komediowym :D Na pochwałę również zasługuje Pani Łososiowa, która jest autorytetem domowym i której gratuluję cierpliwości do swojego męża, który jest aż nazbyt zaangażowany w życie Przypadka.

„- Też się masz, czym przejmować. Cywila wyprowadź – warknęła groźnie i wyszła z pokoju, nie czekając na odpowiedź męża. Zresztą do niczego nie była jej potrzebna. Polecenia, które wydawała, nie podlegały nigdy żadnej dyskusji. Przynajmniej nie w tej, którą prowadzi się na głos.
- Nawet w domu człowieka nie uszanują – zamruczał pod nosem Łoś, ale posłusznie ruszył do wyjścia.”

Zaś moją ulubioną sceną jest balet synchroniczny mecenasów Sakowiczów przy kserokopiarkach i z kubkiem kawy w rękach J

Miła rozmowa z panią Irminą przy herbacie i jej smakowitych wypiekach pozwalała Jackowi na zebranie myśli i rozwiązanie zagadki. Łoś też w jakiś sposób mu pomagał, jednak, w jaki wie tylko Przypadek :D

Ogólnie książka mi się bardzo podobała i z przyjemnością sięgam po kolejne tomy historii o detektywie z przypadku ;) Wad się nie doszukałam poza zbyt małą ilością stron :D

Moja ocena: bezsprzeczne 9,5/10