Jakiś czas
temu uraczyłam was recenzją „Niczyjej” Anny Crevan Sznajder, po której kac
książkowo-animo-mangowy jest ze mną po dziś dzień. Z racji tego sięgnęłam po
kolejne dzieło Ani, a mianowicie „Papierowy Księżyc”, który dostałam od autorki podczas wspólnie spędzonego czasu na Warszawskich Targach Książki. Bardzo ci za to dziękuję Aniu 😘
Jest to
króciutka historia, która ma zaledwie 80 stron. Opowiada o bólu, niepewności,
rozczarowaniu, bezsilności, tragedii, miłości i śmierci. Dużo tego prawda? Mimo
to od tego majstersztyku nie można oderwać wzroku.
„Milczę, ale
łzy zupełnie niechciane spływają po mojej twarzy. Ma rację i nie ma jej
jednocześnie.”
Poznajemy
przebłyski wspomnień młodej kobiety, której życie posypało same kłody pod nogi.
Wiemy, co czuje i jak próbuje podołać nieuniknionej prawdzie, a wręcz się z nią
pogodzić. A jaka jest ta prawda? Mimo młodego wieku jej życie przemija i już
niedługo na wieczność pogrąży się w objęciach Morfeusza. Czując nieuchronny
koniec postanawia pozostawić coś po sobie miłości swojego życia. Mimo ogromnego
bólu postanawia, iż spełni swój ostatni cel. Pomimo tego, że jej się udało
wypełnić tą misję, nie mamy przepełnionego tęczą i słodyczą Happy Endu.
„Jeszcze nie
czas, nie czas…
Tylko mam go coraz mniej!”
Tylko mam go coraz mniej!”
Książkę
czytało mi się niezmiernie szybko, za szybko. Jednakże jest to jedna z tych
pozycji, których nie da się odłożyć natychmiast na półkę zaraz po jej przeczytaniu,
a zmusza ona nas do wielogodzinnych refleksji, czym jest miłość, żal i jak to
oddziałuje na nasz żywot. Zadajemy sobie pytania w stylu: „Na pewno dobrze
postępuję?”. Rozmyślamy, czy w przeszłości nie popełniliśmy ogromnego błędu,
który teraz waży na naszym szczęściu.
„Czy byłabym
w stanie zrobić to raz jeszcze?”
Papierowy
Księżyc jest wspaniałym dziełem, które szybko nie zniknie z naszych myśli.
Stanowczo odradzam czytać, jako lekturę do poduszki! Ja tak postąpiłam i miałam
następnego dnia za sobą nieprzespaną noc! Ciężki klimat, w jakim jest napisana
książka pozostaje od początku do końca.
Najbardziej
mi się w niej podobało niekonwencjonalne podzielenie tekstu na krótkie urywkowe
wspomnienia z różnych perspektyw myślowych naszej bohaterki, jednakże łączą się
one w piękną i wzruszającą całość.
Zaskoczę was
pewnie informacją, że jest to alternatywne zakończenie „Niczyjej”, (dzięki ci o
wielki Kami za to!). Mimo to spokojnie można przeczytać „Księżyc” bez
zapoznania się z jej treścią, choć wiele to pomaga i wyjaśnia pewne niuanse.
Dodatkową ciekawostką jest to, że w tekście na próżno szukać imienia chłopca,
który zawrócił w głowie naszej bohaterce, ponieważ nigdy nie wymieniła go z
imienia, ale domyślamy się kto nim może być ;)
Zakończenie,
mimo że nic nie ukrywa możemy je zinterpretować na dwa sposoby, a jakie? Tego
już wam nie zdradzę :) Musicie sami się w nie zagłębić.
Do niedawna
„Papierowy Księżyc” można było zamówić u Ani w ramach akcji: „Kupując tą
książkę wspierasz wydanie Niczyjej”.
Ale jak już wiemy „Niczyja” zostanie wydana nakładem wydawnictwa Novae Res na
początku przyszłego roku :) A Ania zdradziła mi, że na końcu drugiej części:
„Tylko twoja” prawdopodobnie ukaże się „Księżyc” w formie dodatku :) Więc i wy
będziecie mogli się nim cieszyć w trochę bardziej odległej przyszłości :)
Oceniam tę
książkę wysokim 10+/10, ponieważ zmusiła mnie do zadania sobie pytania: „Czy ja
naprawdę jestem szczęśliwa?”. Polecam serdecznie wam się z nią zapoznać :)
Dziękuję <3
OdpowiedzUsuń